[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znała, odeszłabym i prowadziła grzeczną rozmowę. Ale nie znam i gdybym odeszła, nie
byłoby to zbyt dobre.
-Jej nazwisko nie powinno cię interesować. Jest po prostu moją znajomą, to wszystko.
-Co ci powiedziała?
-%7łe jej babka jest chora. - Skłamał i nie bardzo mu to wyszło.
-Bzdura.
-Dobrze. Pojechałem do Francji, żeby ją uratować, a Tony'ego posłałem do Claybourn
Hall. Skutki znasz.
-A, więc to ta przeklęta Janinę, o której mi mówiłeś. To ta kobieta, która chciała ci się
oddać.
-Masz przerażającą pamięć. Nic już nie powiem. Błagam, zapomnij, co wtedy
mówiłem. Teraz to nie ma znaczenia. Alexandra, zajmij się własnymi sprawami.
-Zatańczmy. Nie chcę cię zmuszać do dalszych wynurzeń, choć doprawdy niewiele mi
powiedziałeś.
Tańczył z nią, potem poprowadził na kolację i przedstawił młodym damom, żywiąc
nadzieję, ze jej się spodobają. Cały czas miał oczy szeroko otwarte, rozglądając się za
Georges'em Cadoudalem. Do cholery, ten maniak był ostatnim człowiekiem, z którym
chciałby walczyć.
Czemu, do diabła, nie siedział we Francji, gdzie było jego miejsce? Może tam był,
może Janinę po prostu histeryzowała. To właśnie z nią rozmawiał, z Janinę Daudet, którą
uratował we Francji.
-Chciałabym poznać Teresę Carleton.
-Więc Beecham i o niej ci powiedział? Uwielbia niedyskrecje. Nie byłbym
zaskoczony, gdyby to on z nią sypiał.
-Zerwała zaręczyny z Tonym?
-Nie, to on odkrył, że sypia z jego przyjacielem. Omal się nie załamał pod wpływem
szoku i przyjechał do Northcliffe, żeby trochę dojść do siebie, a ja dostrzegłem w nim
swojego wybawcę. Pojechał potem do Claybourn Hall i poślubił moją żonę.
-Nie uważasz, że mógłbyś wyrazić to troszkę inaczej?
-A po co? To prawda. To, że ty się pojawiłaś, nie zmienia faktów.
Westchnęła. - Masz rację, oczywiście. Jeżeli jednak zmieniłbyś trochę swoje słowa,
wynagrodziłabym ci to po powrocie do domu... Pod warunkiem, że ty nie wynagrodzisz mnie
pierwszy, jak to się zwykle dzieje. Nie dajesz mi szansy.
- Może dam za pięćdziesiąt lat.
W uszach Alexandry zabrzmiało to jak najcudniejsza muzyka. Uśmiechnęła się do
niego promiennie. Douglas przemyślał swoje słowa i miał ochotę kopnąć się w tyłek. Zaklął,
wypił za dużo brandy i rozpromienił się. Tak, może alkohol trochę go spowolni. W powozie
czuł się lekko zamroczony, idąc na górę pogwizdywał. Może brandy zadziała.
Nie zadziałała, ale warto było spróbować. Kiedy wreszcie z niej wyszedł i położył się
na plecach, założył ręce nad głową i skoncentrował się na swoim oddechu. - Zabijesz mnie -
powiedział na koniec. - Mężczyzna nie może się tak eksploatować. To niezdrowe i
nienaturalne.
- A co ze mną?
Położył dłoń na jej sercu, biło jak szalone. Uśmiechnął się. - Pochowają nas obok
siebie w rodzinnym grobowcu.
-Nie podoba mi się to.
-Najpierw musisz mi dać dziedzica.
-Sądziłam, że damy zle się czują będąc przy nadziei.
-Większość dam, o ile wiem.
-Ja czuję się wspaniale.
-Kiedy ostatnio miałaś okres? Leżeli w ciemnościach tuż obok siebie, jeszcze
zmęczeni miłością, całkiem nadzy w dużym łóżku, ale i tak czuła się skrępowana.
Kiedy milczenie trwało już za długo, zapytał. - Nie miałaś okresu od ślubu, tak?
Skinęła głową.
Lekko dotknął jej brzucha. - Jesteś bardzo płaska. - Rozłożył palce, tak że sięgały aż
do spojenia łonowego - Jesteś drobna, ale mam nadzieję, że nie zbyt drobna, żeby donosić
moje dziecko. Ale to prawda, że duży ze mnie chłop. Moja matka nawet teraz narzeka, że
przy porodzie omal jej nie zabiłem, taki byłem wielki. Nie, chyba jesteś za drobna.
Sprowadzę lekarza, żeby cię zbadał.
-Nie zrobisz tego!
-Proszę, proszę, ona potrafi mówić.
-Douglasie, posłuchaj mnie. - Podniosła się na łokciu, a włosy spływały jej na pierś. -
Jestem kobietą, a kobiety rodzą dzieci. Nie pozwolę się dotknąć żadnemu innemu
mężczyznie poza tobą. Rozumiesz?
-Kto odbierze poród?
-Akuszerka. Porody mojej matki także odbierała akuszerka. Ona też nie potrzebowała
żadnych mężczyzn.
Roześmiał się, rozłożył rękę na jej brzuchu i pogłaskał ją. Miał ciepłą, dużą dłoń,
lekko pieścił ją palcami. Wstrzymała oddech.
-Nie potrzebujesz mnie? Ja też jestem mężczyzną.
-Wiem. Naprawdę nie pojmuję, jak ktoś może cię uważać za zimnego. Tylko spójrz na
to, co robisz, jaki masz ciepły głos. Zimny!
-Kto ci to powiedział?
-Ten młody człowiek, o którym powiedziałeś, że jest zły. Heatherington.
-A, pewnie chciał się zorientować, czy jesteś ze mną szczęśliwa.
-Cóż go to obchodzi, czy jestem szczęśliwa, czy nie? Douglasie, to bardzo miłe.
Przestał, ale wciąż czuła ciepło jego ciała.
-Jeżeli będziesz dalej to robił, zapomnę, co miałam do powiedzenia.
Musisz się przyzwyczaić, że będę cię dotykał, gdzie chcę i kiedy chcę. Alexandra, nie
zrozum mnie zle. Jestem zimny, można tak to widzieć, ale to znaczy, że jestem mężczyzną,
który nie ulega sentymentom i pozorom, żyje zgodnie z nakazami rozumu i logiki, a nie... -
Przerwał, nie mógł oderwać od niej swoich dłoni, klął i całował, wszedł w nią jak zwykle
szybko i bez pamięci. Czuła rozkosz, zatapiała się w przyjemności, tonęła w nim i chciała
jeszcze więcej. Trzymała go mocno, tuliła i wychodziła mu naprzeciw, chciała go bardziej niż
można to sobie wyobrazić, a jej uczucia były głębsze niż jego ruchy w jej ciele. Nie pamię-
tała, jak było wcześniej, kiedy jego w niej nie było. Nie szeptała, jęczała tylko cichutko i
ugryzła go w ramię. A Douglas przyjął jej rozkosz, i dał jej swoją. Trzymał ją w ramionach i
tak zasnęli.
*
Alexandra weszła do salonu zobaczyć się z mężczyzną w średnim wieku, który stał
przy jednym z okien, kołysząc się na obcasach i popatrując na zegarek. Kiedy ją ujrzał,
szybko schował zegarek do kieszonki kamizelki i lekko skłonił głowę.
Zapytała, nie kryjąc zdziwienia. - Nasz kamerdyner powiedział mi, że jakiś
dżentelmen czeka w salonie. Nie znam wielu panów w Londynie, dlatego wydało mi się to
dziwne. Przez chwilę myślałam, że to może lord Beecham, ale to nie byłoby w jego stylu.
Kim pan jest, sir?
- Ja? - patrzył na nią bez mrugnięcia okiem. - Ja? Jego lordowska mość z pewnością
poinformował panią o mojej wizycie. Na pewno wie pani, kim jestem.
Jej zdumienie i niewiedza nie były udawane. Uśmiechnęła się. - Nie, Burgess
powiedział mi tylko, że czeka na mnie jakiś dżentelmen. Może jest pan dramatopisarzem albo
aktorem szukającym patrona? Może księdzem? Jeżeli tak, bardzo mi przykro, ale jego
lordowska mość...
- Nie! Jestem doktor John Mortimer, lekarz, jeden z najlepszych w Londynie! Jego
lordowska mość poprosił mnie, żebym do pani przyszedł z wizytą. Jak pani wiadomo, ma
pani zrodzić jego dziedzica, a jego lordowska mość żywi obawy, że jest pani zbyt drobna, aby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl